NIC NIE PRZCHODZI SAMO

Karol Graczyk, ur. w 1984. r. Pochodzi z Deszczna. Laureat najważniejszych konkursów poetyckich w Polsce. Teksty publikował m.in. w Twórczości, Arteriach, Tyglu Kultury, Odrze, Lampie i Toposie. Opublikował cztery książki: Oko i oko, Osiemdziesiąt cztery, Łowy oraz Przełomy – dofinansowany z funduszy Gminy Deszczno. Dwukrotny stypendysta Prezydenta Gorzowa. Współorganizator Gorzowskiego Festiwalu Poetyckiego Wartal, prowadzący warsztaty literackie, spotkania autorskie i turnieje jednego wiersza. Jego wiersze były tłumaczone na język angielski.

* Karolu, dlaczego trzeba było czekać aż 6 lat na twój czwarty tomik?

Ponieważ  wychodzę z założenia, że lepiej pisać mniej niż więcej. Od paru lat mniej tekstów uznaję za dobre lub w miarę dobre. Siłą rzeczy dłużej trzeba było czekać na ich publikację.

* Jak w takim razie doszło do wydania „Przełomów”? Książka ukazała się w renomowanym i bardzo prestiżowym Instytucie Mikołowskim…

Nie zbierałem tekstów z myślą o książce. Po prostu pisałem. Mimo że wolniej, niż kiedyś, przybywało ich. Na jednym z konkursów literackich spotkałem Maćka Meleckiego (Maciej Melecki jest szefem Instytutu Mikołowskiego – dop. red.). Zaproponował, żebym przesłał mu swoje wiersze, jeśli jestem zainteresowany wydawnictwem. Po jakimś czasie faktycznie przesłałem mu wybrane teksty. Spotkały się z przychylnością. Rozpoczęły się rozmowy o książce. Trzeba było poszukać funduszy na jej wydanie. Wtedy zwróciłem się do Urzędu Gminy w Deszcznie i dostałem wsparcie. Dzięki temu mogliśmy rozpocząć z Jerzym Suchankiem redakcję i przygotowania do wydania książki. Wszystko to odbywało się, oczywiście, wirtualnie.

* Ciebie w ogóle sporo jest w internecie. Znalazłam nawet twój cytat na Wikicytatach:

Podobno raz powiedziane słowo istnieje już zawsze,
więc powinno się unikać tych, które są zbędne.
Pytanie, czy to możliwe, żeby takie były. Na przykład
wczoraj zostawiłem zupę na gazie, później sam byłem
na gazie i zupę szlag trafił i to ma znaczenie.
Ostatecznie zjadłem świeżokwaśne cytryny. Nic więcej
w domu nie miałem, może poza mięsem, niestety
mięso podobnie jak człowiek strasznie śmierdzi strachem.

To ze „Świętych fajek”… Faktycznie, sporo mnie w internecie. Sieć daje możliwość pracy na odległość. Realizowania różnych projektów przez osoby znajdujące się w różnych miejscach Polski, a nawet świata. Jako ciekawostkę podam, że od czasu zaproponowania mi przez Maćka Meleckiego wydania mojej książki, ani razu nie widziałem się z nim „na żywo”. A jednak mamy ze sobą kontakt…  Ja od zawsze siedzę w internecie.

* A konkursy poetyckie? Kiedyś zdobywałeś nagrody i wyróżnienia na większości konkursów, na które wysyłałeś swoje teksty. Nadal jesteś tak aktywny?

Najskuteczniejszy byłem pod koniec 2010 roku. Teraz, jak mówiłem, mniej piszę, więc i mniej wysyłam. Wydaje mi się, że znaczenie ma tu także pewien rodzaj sezonowości konkursów. Ci sami jurorzy od lat czytują zestawy przysyłane przez tych samych autorów. A oni przecież chcieliby kogoś odkryć, a nie tylko przyznawać nagrody ciągle tym samym twórcom… Ale nadal zdarza mi się „ustrzelić” jakąś nagrodę. Ostatnio „wysypało” się trochę tych nagród i wyróżnień, np. na konkursie w Świdwinie, Rypinie czy Kozienicach.
Konkursy literackie zawsze były dla mnie ważne z dwóch powodów: ze względu parę złotych, które można wygrać, i ze względu na ludzi, których się w ich trakcie spotyka. To dla mnie ważne.

* Rozumiem, dlaczego Meleckiemu spodobały się twoje wiersze.  On „wypluwa z siebie” strumienie świadomości. U ciebie te strumienie są bardzo uporządkowane formalnie. Czy długo pracujesz nad tekstami?

Nie. One powstają bardzo szybko. A że dużo czytam, głównie takie teksty, które są klasyczne formalnie, to i moje tak mi się „piszą”.

* Same? Nie wierzę w wenę!

Ojej! Ja też nie! Nie znoszę tego słowa… Nie ma mowy o żadnej wenie. Ja się nawet zastanawiam, czy jest coś takiego, jak talent. Pisanie to praca. To umiejętność  złapania klimatu. Nic nie przychodzi samo.

* A według mnie sama praca nie wystarczy. Talent jest konieczny, by wypracować swój osobny, wyjątkowy język, sposób patrzenia na świat, budowania napięć…

Jestem zwolennikiem teorii, że 99 proc. tekstów, które powstają, do niczego się nie nadaje. Że pisanie to żadna świętość. Trzeba być radykalnym . Warto o swoich tekstach myśleć gorzej niż lepiej. W Przełomach” jest 1/3 wierszy, które miałem, kiedy zdecydowałem się wysłać je do Instytutu Mikołowskiego. Dokonałem selekcji – wyrzuciłem 2/3 tekstów, resztę wysłałem.

* Jak piszesz? Masz swoje godziny, rytuały?

Samo pisanie to szybki proces. Piszę – czytam – poprawiam – czytam – poprawiam. Potem zostawiam je na jakiś czas, a kiedy do nich wracam,  czytam i jak są ok, to zostawiam. Ewentualnie coś poprawiam.
Dużo sobie notuję – myśli, spostrzeżeń, nazwisk, skojarzeń, fraz. Mam w komputerze plik, który nazywa się Śmietniczek. Tam trzymam wszystko, co może mi się kiedyś do czegoś przydać. Bardzo inspirująco działają na mnie historie ludzi, jakieś wyjątkowe zdarzenia, jak np. historia Vesny – sterwardessy, która w latach 60. lub 70. wypadła z samolotu z wysokości 10 km i.. przeżyła. Takie historie nie zdarzają się często. Kiedy to przeczytałem, wiedziałem, że o tym napiszę.

* Twój tomik nosi tytuł „Przełomy” – bo są w nim twoje przełomowe teksty, bo mówi o przełomowych sytuacjach, przeżyciach?

Oczywiście, to wieloznaczny tytuł. Po pierwsze, ze względu na te historie, które są opisywane. Bohater każdego z tych tekstów przeżył jakiś przełom: śmierć, upadek z 10 km, cierpienie… To są różne historie. Każdy tekst to jedna z nich. Tomik to suma tych historii i przełomów bohaterów. Jeśli któryś z tekstów dotyczy mnie, to też taka sytuacja zaczyna się i kończy w jednym wierszu. „Przełomy” to w pewnym sensie także moje przełomy. W ciągu pięciu-sześciu lat w życiu każdego człowieka zdarza się coś przełomowego…

* Czy na kolejny tomik też poczekamy aż 6 lat?

Nie wiem. Nie mam potrzeby, by szybko coś wydać. Co ma być, to się stanie. Myślę, że będzie, jak przy „Przełomach” –  kiedy będą odpowiednie teksty i wydawca, to zobaczymy…

* Dziękuję za rozmowę.

 

O „Przełomach” Graczyka piszą:

Rafał Gawin
„Karol Graczyk z pokorą idzie po swoje. Powtarza do bólu i precyzuje, szuka i nie błądzi: uświadomił sobie, że kto nie ma nazwy jedynej i trafnej, ląduje w śmietniku. I choćby użył wielu słów, nadużył wielu zgłoskowców, nie można mu odmówić świadomości, że nie tylko statystycznie i nie tylko w kontekście tej książki część tych zabiegów okaże się istotnych, jeśli nie przełomowych”.

Wojciech Boros
„Wiersze Karola Graczyka stoją twardo na gruncie rzeczywistości. Osadzone w tu i teraz nie opowiadają historii utkanych z piasku i mgły. Nie udają tego, czym nie są – nie chcą być modne i „zakręcone”, nie próbują moralizować, nie straszą nas swą nieomylnością. Towarzyszą podmiotowi lirycznemu w barach, słuchają muzyki, przesiadają się z nim na dworcu Poznań Główny. Liczą na współobecność Czytelnika, który stoi tuż obok. Kto wie, może i Ciebie zaraz poproszą o ogień?”

Polecane strony